Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kobe24la z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 19724.81 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.47 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 31531 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kobe24la.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

4) powyżej 100km

Dystans całkowity:2699.71 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:69:22
Średnia prędkość:23.49 km/h
Maksymalna prędkość:72.39 km/h
Suma podjazdów:2218 m
Maks. tętno maksymalne:193 (100 %)
Maks. tętno średnie:158 (81 %)
Suma kalorii:11851 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:128.56 km i 5h 46m
Więcej statystyk

Otwarcie sezonu - i to jakie:)

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · dodano: 16.04.2013 | Komentarze 0

Wreszcie sezon rowerowy uważam za otwarty :) Po po prawie czterech miesiącach przerwy udało mi się wreszcie oderwać od codziennych spraw i wygospodarować trochę czasu aby popedałować w doborowym towarzystwie. Zbiórka o godzinie 8.30 i w drogę. Plan na dzisiaj to 100km, choć szczerze wątpiłem czy będę w stanie przejechać choćby połowę tego dystansu, szczególnie że po przejechaniu 22km na marcowej Masie Krytycznej tyłek bolał niemiłosiernie.
Trasa razem z Piotrkiem i Zbyszkiem przez Koksownie, Srocko, Brzyszów, Małusy, Kobyłczyce, Żuraw, Lipnik, Zalesice, Julianka, Janów, Złoty Potok. Gorzków Nowy, Postaszowice, Niegowę, Żarki, Ostrężnik, Siedlec, Krasawę, Zrębice do Olsztyna. W Olsztynie oczywiście postój w leśnym barze, oj dawno tu mnie nie było. W barze miło było znowu zobaczyć znajome twarze, m.in. Arektacana, Voit, Kulisty. Powrót przez Kusięta, Guardian, Kucelin, Al. Pokoju, Błeszno.
Tym oto rozpocząłem sezon z tzw. "grubej rury" zaliczając na początek pierwszą setke. Co prawda w końcówce człowiek się wlekł za resztą, ale i tak uważam to za spory sukces, tym bardziej że końcowa średnia nie wyszła taka tragiczna jeśli doliczyć do tego ciągły wiatr w twarz.
Dzięki Panowie za super towarzystwo ;)




Olsztyna, Złoty Potok, Poraj, Olsztyn i jedenasta setka w sezonie

Środa, 28 listopada 2012 · dodano: 28.11.2012 | Komentarze 2

Dzisiaj celem był Złoty Potok i wykręcenie przy okazji kolejnej seteczki ;) Zbiórka pod Jagielończykami na którą oprócz mnie stawili się Arek oraz Zbyszek.

Ruszliśmy standardowo Skansen, Kucelin, Guardian, rowerostradą, Skrajnica, Olsztyn. W Olsztynie odbiliśmy w teren, przez Sokole, wreszcie czerwonym pieszym w docelowe miejsce, gdzie zrobiliśmy sobie miejsce w knajpce "U Rumcajsa". Po posiadówce ruszyliśmy w drogę powrotną przez "Szlak ku źródłom", Siedlec, gdzie odbijamy w lewo a następnie na szlak Św. Idziego, Olsztyn.

Ponieważ planem na dzisiaj miała być kolejna setka, zdecydowaliśmy się, że do Częstochowy wrócimy "małym" objazdem przez Dębowiec, Poraj, następnie niebieskim szlakiem do rowerostrady, Guardian, Kucelin i dworzec PKP. Przy dworcu odłączył się od nas Arek w celu dokręcenia brakujących kilometrów a ja razem ze Zbyszkiem do domów.

Brakowało nam jednak tych "paru" kilometrów, więc szybka decyzja, że po obiedzie spotykamy się ponownie (to już naprawdę jest poważna choroba) ;) Dołączył do nas jeszcze Piotrek a po drodze przy szpitalu na Kucelinie spotykamy Michaila, który akurat wracał do domu, ale za naszą namową wybrał się jeszcze razem z nami. Najszybszą trasą do Olsztyna, tam krótki odpoczynek przy izotoniku i powrót.
Tym sposobem udało mi się razem ze Zbyszkiem i Arkiem wykręcić kolejną setkę w tym sezonie. Pogoda wyśmienita, cieplutko momentami nawet 12 stopni, co jakiś czas zza chmur przecierało się słonko, nie spodziewałem się, że w listopadzie jeszcze tyle się pojeździ. Oczywiście podziękowania dla Arka i Zbyszka za super towarzystwo, oraz gratulacje dla Arka ze ósmy tysiączek w tym roku, najlepszy miesiąc pod względem przejechanych kilometrów w tym sezonie i kolejną setke.


W drodze do Złotego Potoku.




Częstochowa, Chęciny, Kielce

Wtorek, 6 listopada 2012 · dodano: 06.11.2012 | Komentarze 4

Nie planowałem już w tym roku dłuższych wycieczek (krótkie dni, zimno i niepewna pogoda), jednak nie mogłem się oprzeć propozycji Arka, żeby wybrać się zwiedzić zamek w Chęcinach oraz same Kielce :) Tym bardziej, że nigdy nie byłem na rowerze w tamtych stronach, a okolicę znam tylko z przejazdów samochodem.
Pogoda nie zapowiadała się za ciekawie na ten dzień, miało być pochmurno, silny wiatr (na szczęście zachodni, czyli prosto w plecy) a przez nocny deszcz myślałem, że nic już nie wypali z naszego wyjazdu. Jakie było moje zdziwienie gdy rano wstałem i w oknie zobaczyłem słońce i niebieskie niebo. Mimo, że ulice były jeszcze dość mokre zdecydowaliśmy się zaryzykować wyjazd, trudno najwyżej nam tyłki zleje ;)
Wyjechaliśmy spod Jagielończyków o godzinie 9.15. Trasa następująca: Kucelin, koło Huty, Legionów, w Srocku odbiliśmy w lewo w kierunku Mstowa, Wola Mokrzeska, Święta Anna, Koniecpol, Secemin, Czarnca, gdzie urodził się Hetman Stefan Czarniecki. Tam też zaproponowałem postój w celu zwiedzenia kościoła ufundowanego przez Hetmana, w kościele tym złożone jest też jego ciało do sarkofagu. Dzięki uprzejmości jednego z robotników mogliśmy zwiedzić cały kościół, w którym na każdym kroku można napotkać pamiątki po tym wielki i zasłużonym człowieku, np. drzwi, które zostały wykute ze zbroi Czarnieckiego.

Sarkofag Hetmana Stefana Czarnieckiego.

Pomnik Hetmana przed szkołą w Czarncy.

Po małym postoju ruszyliśmy w dalszą drogę przez Włoszczowę, gminę Krasocin (gdzie chwilę błądziliśmy, żeby odnaleźć właściwą drogę w kierunku Chęcin), Czostków, Cieśle, Małogoszcz i wreszcie Chęciny. W Chęcina obowiązkowa przerwa na zdjęcia u podnóża zamku a później obowiązkowy obiadek.

Zamek w Chęcinach.

Najedzeni ruszyliśmy już bezpośrednio do Kielc, które przywitały nas ogromną liczbą remontów praktycznie na każdym skrzyżowaniu i deszczem ;) Powrót z Kielc oczywiście pociągiem.

Podsumowując, wycieczka bardzo się udała (wreszcie wyjazd w całkiem nowe strony), choć z rana wcale na to się nie zapowiadało. Większość trasy pokonaliśmy w słońcu, może dosłownie ze dwa razy chwilkę mocniej pokropiło. Wiatr też nam mocno sprzyjał.

PS. Mam nadzieję Piotruś, że nie jesteś na mnie zły, nastąpiło zaburzenie w komunikacji, sypę głowę popiołem, pozdrawiam ;)




Kraków - trzeci raz w tym roku

Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 18.08.2012 | Komentarze 3

Ponieważ dawno nie byliśmy z Pietro1978 w Krakowie, a wszystko wskazywało na to, że wreszcie będzie ładna pogoda, to postanowiliśmy wybrać się dzisiaj. Zbiórka na Błesznie o godzinie 8 i jazda. Trasa typowo asfaltowa (z krótkim odcinkiem terenowym koło Rabsztyna) czyli: Częstochowa - Poraj - Myszków - Zawiercie - Ogrodzieniec - Klucze - Rabsztyn - Olkusz - Pieskowa Skała - Ojców i Kraków.

W Krakowie wreszcie można było trochę pozwiedzać. Najpierw Starówka następnie obiadek, a potem wizyta u smoka Wawelskiego i rundka po ścieżkach wokół Wisły z przerwą na uzupełnienie płynów.







Mimo, że noga dzisiaj średnio podawała, to trasa do Krakowa zajęła nam ok. 4,5 godziny a licznik w Krakowie pokazywał średnią 26,7/h więc nawet nieźle. Niestety późniejsze kręcenie po samym Krakowie dość mocno tą średnią obniżyło :P

Podsumowując, wreszcie w tym roku zwiedziliśmy z Piotrkiem Kraków na sucho, pogoda super. Dzięki Piotruś za towarzystwo ;)




Mirów-Bobolice

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 1

Dzisiaj wyjazd do Mirowa-Bobolic w świetnym gronie - Arektacana, Blabla, Faki, Pietro1978, Piter, ja i jeszcze czworo uczestników, z którymi pierwszy raz miałem przyjemność pedałować. Trasa typowo asfaltowo, gdyż założenie było takie aby wrócić na obiadek ;) Zbiórka pod Jagielończykami, a trasa prowadziła przez Skrajnicę, Olsztyn, Biskupice, Przybynów, Wysoka Lelowska, Żarki, Niegowa, Mirów i Bobolice.

W Bobolicach mały odpoczynek, żeby zregenerować siły i uzupełnić płyny. Powrót troszkę inną trasą: Mirów, Niegowa, Postaszowice, Gorzków Nowy, Złoty Potok, Siedlec, Krasawa, Zrębice i Olsztyn. W Olsztynie zajechaliśmy jeszcze do baru leśnego, gdzie już standardowo w niedzielę przed obiadem aż roi się od kolaży. Szybkie uzupełnienie płynów i jedziemy dalej. Tym razem nie przez Skrajnicę, a przez Kusięta, Guardian, Kucelin, gdzie razem z Pietro1978 odłączyliśmy się od ekipy i udaliśmy się w kierunku Legionów, Galeria Jurajska. Tam już każdy z nas pojechał w swoją stronę.




Podsumowując, pogoda dzisiaj dopisała, jazda w doborowym towarzystwie w dość przyzwoitym tempie. Gdyby tylko trochę wiatr nie dokuczał, to było by idealnie ;)




Peta Orbita

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 6

Udział w Peta Orbicie, niestety niezbyt udany, przejechane tylko 105km plus powrót do Częstochowy, w sumie prawie 185km. Ale są też pozytywy, po raz pierwszy udało mi się pokonać dystans ponad 100km ze średnią prawie 30km/h. Dzisiaj też minął 3 tysiąc przejechanych kilometrów w tym sezonie :)
Podziękowania też dla Piotrka (Pietro1978) za super towarzystwo na Orbicie, dzięki Piotruś ;)




Częstochowa - Ojców - Częstochowa

Niedziela, 24 czerwca 2012 · dodano: 24.06.2012 | Komentarze 1

Nie ma się tutaj co rozpisywać. Dzisiaj razem z Pietro1978 postanowiliśmy sobie zrobić małą próbę przed Peta Orbitą. Ponieważ od dłuższego czasu chodziła za nami jazda do Ojcowa i z powrotem, dlatego też tam się dzisiaj wybraliśmy. Zbiórka o 7.00 i jazda.
Trasa identyczna jak do Krakowa czyli: Częstochowa - Poraj - Myszków - Zawiercie - Ogrodzieniec - Klucze - Rabsztyn - Olkusz - Pieskowa Skała - Ojców. W Ojcowie przerwa na zdjęcia i jakiś obiadek.
Powrót tą samą trasą, niestety już nie było tak kolorowo, szczególnie na podjeździe do Ogrodzieńca, gdzie miałem chwilę kryzysu, ale krótki odpoczynek i siły powróciły.
Podsumowując, wypad bardzo udany, pobita życiówka (do tej pory 167km), ładna pogoda, wiatr nie dokuczał. Jak się okazało po powrocie do domu, to do Ojcowa jechaliśmy wolniejszym tempem niż wracaliśmy. Pewnie dlatego, że nie chcieliśmy się za bardzo zmęczyć aby były siły na powrót.
I na koniec serdeczne podziękowania Piotrkowi (Pietro1978) za super towarzystwo.




Mirów-Bobolice i pierwszy dość poważny wypadek

Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 16.06.2012 | Komentarze 13

A miało być tak pięknie...cieplutko, słoneczko na dworze, aż żal było nie wykorzystać takiej pogody. Zbiórko o 8.00 z Pietro1978 standardowo przed Galerią Jurajską i szybka decyzja, jedziemy do Mirowa-Bobolic. Postanowiliśmy, że pojedziemy czysto asfaltową trasą, czyli Słowik, Poraj, Masłońskie, Przybynów, Wysoka Lelowska, Żarki, Jaworznik, Kotowice, Mirów i Bobolice. Po drodze sporo wiatru prost w twarz. Pod zamkami mała sesja zdjęciowa:



Tutaj jeszcze cali :(

Odpoczęliśmy parę minut przy zimnym izotoniku w pobliskiej restauracji i postanowiliśmy wracać z powrotem tą samą trasą. Pomimo, że noga dzisiaj nie chciała za bardzo podawać to jechało się dość dobrze (trochę wiatru w plecy). No i wszystko się zapowiadało super, gdyby nie jeden SKURWIEL (przepraszam za słownictwo, ale inaczej takiego gnoja nie można nazwać), który uważał, że jestem panem ulic.
Na wysokości Przybynowa jechaliśmy razem z Pietro1978 obok siebie, ponieważ nie było praktycznie ruchu, droga w miarę szeroka, spokojnie każdy mógł nas wyminąć. I w pewnej chwili za naszymi plecami słyszymy klakson jakiegoś niecierpliwego kierowcy, a dosłownie po ułamku sekundy owy kierowca wyprzedza nas jednocześnie po wyminięciu zajeżdżając nam drogę. Gdyby nie to, że Piotrek odbił na prawo, prawdopodobnie został by uderzony bokiem auta. Oczywiście co się stało dalej można było się domyśleć. Piotrek przykleił się do mnie, dodatkowo kierownice się skleiły i dzwon. To był moment, pamiętam tylko, że zrobiłem fikołka z rowerem upadłem na Piotrka i jego rower, a potem oboje przejechaliśmy po asfalcie kilka metrów. Przez chwilę, nie mogliśmy się pozbierać z asfaltu, oczywiście pan kierowca uciekł z miejsca wypadku, a nam niestety nie udało się zapamiętać numerów rejestracyjnych, bo lecąc na asfalt każdy z nas próbował się wybronić się jakoś z upadku. Szczęście w nieszczęściu ktoś tam dzisiaj u góry chyba nad nami czuwał, bo bilans katastrofy zakończył się kilkoma poważniejszymi obcierkami, sporą liczbą siniaków w tym poobijanymi obojczykami, zniszczonym kaskiem Piotrka (który prawdopodobnie uratował mu życie)pokrzywioną klamką hamulca i kilkoma ryskami na rowerach.
Dzięki uprzejmości pobliskiego mieszkańca ulicy wstępnie opatrzyliśmy rany i poobdzierani i obolali ruszyliśmy dalej.

Mój obojczyk, który dopiero w domu mocno spuchł.

Obdarty i mocno stłuczony piszczel.

Obojczyk Piotrka.
I jeszcze wiele drobniejszych stłuczeń i obcierek. I na koniec BOHATER, który uratował prawdopodobnie życie Piotrkowi.

Uderzenie było tak silne, że skorupa kasku dosłownie popękała na drobne kawałki.

I na koniec mój apel!!!
PAMIĘTAJCIE, JEŹDZIJCIE ZAWSZE W KASKU, BEZ WZGLĘDU NA TO CZY JEDZIEMY ROWEREM ZA RÓG PO BUŁKI DO SKLEPU CZY TEŻ WYBIERAMY SIĘ W DŁUŻSZĄ WYPRAWĘ (choć przyznam, że sam do niedawna jeździłem bez, ale dzisiejszy wypadek utwierdził mnie w przekonaniu, że ten niby kawałek laminatu i styropianu może uratować nam życie, które jest bezcenne).

Poobijani dotarliśmy do domów, gdzie trzeba było opatrzeć rany.




  • DST 131.60km
  • Czas 06:09
  • VAVG 21.40km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ogrodzieniec

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 1

Długi weekend, piękna pogoda, więc razem z Piotrkiem (Pietro1978) postanowiliśmy się wybrać do Ogrodzieńca. Zbiórka o 8.30 pod Jagielończykami, na miejscu dołączył do nas Faki.
Trasa do Ogrodzieńca identyczna jak na Kraków, czyli Słowik, Poraj, Myszków, Zawiercie i Ogrodzieniec. W Ogrodzieńcu zrobiliśmy sobie małą przerwę na uzupełnienie płynów oraz fotki i tutaj skończyła się nasza radość. Nagle zza zamku zaczęły się wyłaniać burzowe chmury (a miało nie padać). Szybko uciekliśmy pod parasole, ale deszcze nie odpuszczał.
Wreszcie gdy deszcz się uspokoił postanowiliśmy więcej nie czekać tylko ruszać w kierunku Morska. I się zaczęło. Burza nie miała zamiaru nam odpuścić, błyskawice, grzmoty i mnóstwo ulewnego deszczu, wszystko to w połączeniu z jazdą w terenie (mnóstwo błota i piachu) sprawiło, że nie było nam do śmiechu. Przez całą drogę do Morska nad naszymi głowami pojawiały się błyskawice jedna za drugą. Gdyby tego było mało, w trakcie naszego dojazdu do restauracji w Morsku w pewnym momencie w pobliskie drzewo (kilkadziesiąt metrów od nas) uderzył potężny piorun. Wrażenia niezapomniane huk i siła uderzenia sprawiła, że ledwo utrzymałem się na rowerze, masakra.
W Morsku zjedliśmy obiad, w między czasie burza poszła sobie dalej. Powrót w kierunku Kotowic, Żarki, następnie terenem do Poraj. W Poraju zrobiliśmy sobie jeszcze krótką przerwę na herbatkę, a następnie przez Poczesne i Słowik wróciliśmy do Częstochowy.
Wyprawa pomimo niesprzyjającej aury udała się. Z drugiej strony co ty by była za jazda bez takich przygód. Podsumowując trzeci dłuższy wypad podczas którego towarzyszy nam deszcz. Ale jak to mówią, do trzech razy sztuka ;) Dzięki Panowie za towarzystwo i do następnego razu. A ci co nie byli, niech żałują.


Postój w Poraju

Ogrodzieniec


Główny winowajca


Terenem do Morska

Na koniec herbatka w Poraju. Jak widać ekipa zadowolona ;)




  • DST 140.80km
  • Czas 05:57
  • VAVG 23.66km/h
  • VMAX 56.37km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kraków

Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 2

Po raz drugi w tym roku Kraków zdobyty. Na zbiórce stawili się Pietro1978, Faki, Arektacana, Outsider, Zbyszko61 i ja. Trasa typowo asfaltowa z małym odcinkiem w terenie koło Rabsztyna: Częstochowa - Poraj - Myszków - Zawiercie - Ogrodzieniec - Klucze - Rabsztyn - Olkusz - Pieskowa Skała - Ojców i Kraków.
Tempo jak dla mnie dość przyzwoite, do Ogrodzieńca licznik pokazywał średnią 27km/h. Później trochę podjazdów i od Ojcowa do samego Krakowa ulewny deszcz. W Krakowie przerwa na obiadek a następnie dojazd do Płaszowa na pociąg. I tutaj totalne zaskoczenie, nie dość, że pociąg odjeżdżał z innego peronu niż to zwykle bywało, to dodatkowo kilka minut wcześniej niż podaje rozkład :/ Mało brakowało a do Częstochowy trzeba by wracać rowerami.
Podsumowując, świetna wycieczka z przygodami, w świetnym towarzystwie. Dzięki wielkie Panowie ;)